sobota, lipca 21

Nie twoja sprawa.


Rose zapukała do drzwi gabinetu profesora Malfoya. Gdy weszła do wewnątrz znów olśniona wystrojem, zachwyciła się krótko i nie czekając na nauczyciela poszła do pokoju, znając drogę. Dziś miała bardziej odpowiedni strój do wykonywanej pracy niż wczoraj. Ubrała ciemnozielony t-shirt i czarne, dresowe spodnie.
                Malfoy usłyszał kroki dziewczyny. Nie spodziewał się, że dziś przejdzie bez specjalnych ekscesów. Myślał, że dziewczyna znów zrobi mu awanturę, posądzając go o nadużywanie praw przysługujących nauczycielowi. Draco zdawał sobie sprawę z niesprawiedliwości z jaką potraktował młodą Wesley, a także z własnej winy, jednak podobała mu się ta manipulacja. Było bowiem w tej dziewczynie coś, co sprawiało, że nie potrafił przejść koło niej obojętnie. Może chodziło o to, że się go nie bała? Każdy uznawał autorytet Malfoya i dzielnie znosił poniżenia. Ona jednak odpierała każdą jego uwagę, atakując ze z dwojoną siłą. Nie udało mu się wygrać żadnej słownej potyczki. Jedyne czym mógł sprawić jej ból to ten szlaban.
                   Rose po dwóch godzinach pracy postanowiła wrócić do swojego dormitorium. Przechodząc obok pokoju, w którym znajdował się duży stół z krzesłami, zauważyła siedzącego nauczyciela. Wyglądał na przybitego, jedną ręką podtrzymywał głowę, opierając się łokciem o stół, drugą zaś bawił się drinkiem w płytkiej szklance o grubym dnie. Rose postanowiła zapukać cicho w uchylone drzwi. Malfoy odwrócił się powoli w stronę wybijającego go z rozmyślań dźwięku. Dziewczyna uchyliła drzwi bardziej i nie słysząc sprzeciwu, zrobiła krok do przodu.
- Myślę, że na dziś skończyłam. – powiedziała cicho, nie wiedząc jak zacząć. Zrobiło jej się żal Malfoya, który wyglądał na przejętego wydarzeniami z jego życia.
- Dobrze, Rose, możesz wracać do siebie. – odpowiedział. Dziewczyna drgnęła orientując się, że nauczyciel wypowiada jej imię.  Popatrzyła chwilę na zamyślonego mężczyznę i już miała wychodzić, gdy palnęła nagle:
- Przykro mi z powodu pańskiego rozwodu. – przez chwilę wydawało jej się, że zapłonęła gigantycznym rumieńcem. 
- To nie twoja sprawa, Wesley. – powiedział, jednak nie brzmiał tak groźnie jak zazwyczaj. ‘Idiotka’ – pomyślała szybko – ‘Po co się odzywałaś?’.
- Chciałam być miła. – odpowiedziała Rose, trochę bardziej do siebie, niż do nauczyciela, spuściła wzrok i szybkim krokiem wyszła z pokoju. Gdy szła korytarzem usłyszała za sobą kroki, odwróciła się więc i spojrzała na ich źródło.
- Przepraszam, nie powinienem był tak zareagować. – zszokowana Rose popatrzyła tylko na mężczyznę, nie wiedząc co odpowiedzieć. – Mnie też jest przykro. – dodał po chwili mężczyzna patrząc gdzieś w podłogę.
‘Czyżby Draco Malfoy nie był takim dupkiem, za jakiego go miała? Za jakiego mają go wszyscy…’
- Zawsze myślałam, że pan i pani Astoria… - zaczęła, jednak zorientowała się szybko, że owe słowa wypowiada na głos. – Ehh, nie ważne, powinnam już iść. – zmieszała się ponownie i znów chciała stamtąd uciekać.
- Że to układ? – usłyszała nagle, jakby mężczyzna czytał jej w myślach. Spojrzała na niego i skinęła nerwowo głową. Mężczyzna przysiadł na pufie znajdującej się obok – Tak było. Ona arystokratka, ja też. Idealne geny, by stworzyć spadkobiercę.
- Co się więc stało? – zapytała ciekawsko.
- W kontrakcie małżeńskim ustaliliśmy, że pożycie będzie występowało do czasu, aż poczniemy syna. Długo nie zachodziła w ciąże, dziwiło mnie to. Ale byłem cierpliwy. Może nawet coś do niej poczułem… - zamyślił się na chwilę. Rose nie wiedziała jak się zachować, niespodziewana się zwierzeń ze strony wroga. – Urodził się Scorpius. Ona miała mnóstwo kochanków, ja też nie pozostawałem wierny. Taka była umowa. Tydzień temu przyjaciel, pracujący w Mungu poinformował mnie, że nim urodził się Scorpius, Astoria trzykrotnie dokonała aborcji.
- Dlaczego? – spytała przerażona Rose.
- Bo to miały być dziewczynki. – zadrżał mu głos – Ich rodzenie nie było zawarte w umowie.
Rose znieruchomiała.
- Nie wiem co powiedzieć. – wydukała po chwili.
- Myślę, że powinnaś już pójść. – odpowiedział stanowczo.
- Jest pan pewien? – zapytała opiekuńczo. Nie wiedziała po co miałby zostawać, jednak czuła, że Draco nie powinien być dziś sam.
- Tak Rose, idź już.
I poszła.

5 komentarzy:

  1. dziękuje :) mogę Cię informować o nowych postach jeśli chcesz ;) [http://hogwart-memories.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Aborcja? Zabójstwo? Umowa? Zawsze myślałam , że Astoria jest bardzo podobna do Narcyzy. Zimna na zewnątrz a w środku o wszystkich się martwi. I te całe zwierzenia Draco o małżeństwie, a na lekcjach i tak pewnie będzie starym Malfoyem z krwi i kości. Rose... Rose ona nie jest lepszą zagadką od Draco. Krotki ten rozdział ale lepsze to niż dłuugie czekanie. Dzika :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzika, masz może adres bloga Szczerej? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. http://dramione-historia-prawdziwego-uczucia.blog.onet.pl - oto adres . Dzika :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdziały są zdecydowanie za krótkie.
    Uwielbiam postać Rose, nie daje sobie w kaszę dmuchać :)
    Informuj mnie o nowych rozdziałach - kradzione-pocalunki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń