wtorek, lipca 24

Czerwona sofa

Rose przez parę dni chodziła zamyślona. Trudno było z nią rozmawiać, nie było mowy o dłuższych dyskusjach. Ciągle zastanawiała się nad tym, dlaczego Malfoy się jej zwierzył. Głupi był, nie chciała wiedzieć dlaczego rozwodzi się z Astorią. Wiedziała jednak, że w tym jedynym momencie swojego życia potrzebował kogoś komu będzie mógł to wszystko powiedzieć. Przez jedną chwilę stała się dla niego przyjaciółką. Przez jedną, bo przez parę kolejnych szlabanów unikał jej jak ognia i był dla niej chłodny.

Wracała właśnie z zajęć, gdy zawołała ją Emily, rozmawiająca z jakimś chłopakiem. Miał około metra osiemdziesięciu, krótkie brązowe włosy, a jego twarz zaczynała przybierać męskie rysy. Zaskoczyło ją to, że jej przyjaciółka rozmawia z chłopakiem, zazwyczaj wstydziła się każdego osobnika płci przeciwnej, poza Albusem.
- Rose, co się z Tobą dzieje, nie mogę Cię złapać od kilku dni! – naskoczyła na nią Emily, ignorując obecność znajomego.
- Nic, po prostu jestem zmęczona szlabanem u Malfoya i nauką. – odpowiedziała wymijająco.
- To Ty dogadałaś wtedy Malfoyowi? – wtrącił się chłopak – Jestem Jake, Jake Zabini.
- Zabini? Jesteś ślizgonem? – przeraziła się dziewczyna. Przez całe życie wysłuchiwała opowieści rodziców  o ślizgonach, ich okrucieństwie i próżności. Zawsze wydawało jej się to przesadzone, zaważając na czasy, które różnią się nie co od tych, za panowania Voldemorta. Ciągle jednak, gdy słyszała nazwisko ‘Zabini’, czy ‘Malfoy’ zapalało się jej na chwilę czerwone światło.
- To coś zmienia? – zdziwił się chłopak.
- Nie, po prostu skojarzyłam… - zaczęła.
- Skojarzyłaś mnie z ojcem? – zaśmiał się chłopak – Nie przejmuj się, wszyscy to robią.  A teraz muszę iść na zajęcia, do – mam nadzieję – zobaczenia.
Chłopak odszedł a Rose podążyła za nim wzrokiem.
- Przestań gapić się na jego tyłek. – zaśmiała się Emily.
- Ja wcale nie… - zaczęła, jednak spojrzała na rozbawioną dziewczynę i zaraziła się uśmiechem - Oj, daj już spokój – odpowiedziała wymijająco i lekko trąciła przyjaciółkę.
Rose Wesley musiała przyznać, że Jake Zabini był posiadaczem naprawdę dobrego tyłeczka. 

Rose udała sie do gabinetu Malfoya na kolejny szlaban. Tym razem również nie zauważyła nauczyciela, wiec zabrała się do pracy. Nie wiele jej już zostało. Pomieszczenie zaczęło robić się puste, gdy przedmiot po przedmiocie starannie je opróżniała. Większość z nich okazało sie śmieciami, jednak ku swojemu zdziwieniu trafiła również na perełki. Największe wrażenie zrobiła na niej stylowa, czerwona sofa rodem z czasów Ludwika XVI. To jej czyszczeniu poświęciła najwięcej czasu. Pod warstwa kurzu ujawnił sie dębowy parkiet. Był w zaskakująco dobrym stanie. Ściany wymagały malowania. Pokój okazał sie ogromny, czego nie można było dostrzec na pierwszy rzut oka.
To był dopiero piaty, dzień jej szlabanu. Skończyła przed czasem. Przysiadła na ulubionej kanapie i przyjrzała sie swojej pracy. Nagle mebel okazał sie niezmiernie wygody, to też postanowiła na chwile sie na nim położyć. Chwila przedłużyła sie nieco, a dziewczyna oddala sie objęciom morfeusza.


Draco Malfoy niecierpliwił sie nie co nie słysząc kroków wychodzącej dziewczyny. Ucieka niepostrzeżenie, czy nadal pracuje? To drugie wydało mu sie absurdalne zważając na charakter dziewczyny i na godzinę. Zegar, bowiem wskazywał pierwsza trzynaście. Delikatnie nacisnął na klamkę i otworzył drzwi, które wydały z siebie krótkie skrzypniecie. Jego oczy otworzyły sie szerzej, gdy zobaczył ogromne pomieszczenie, skrupulatnie wyczyszczone. 'Gryfowskie obiecanki' pomyślał. Po chwili dostrzegł czerwoną kanapę ustawioną tyłem do drzwi. Od razu zorientował sie jak drogocenny jest ten zabytek. Malfoy znał się na tym. Podszedł bliżej. Pogładził lekko tapicerkę. Wtedy właśnie dostrzegł JĄ.
Spała, wyglądając absolutnie bezbronnie.  Kucnął przy niej. Jej złożone ręce spełniały zadanie poduszki. Spojrzał na powieki, które lekko drgały, zapewne od nadmiaru marzeń sennych. Później obserwował kształtny nosek, oraz wydobywające sie z niego powietrze, które powodowało unoszenie włosów zalęgających na jej twarzy. Na końcu dostrzegł lekko rozchylone wargi, które w swoim obecnym położeniu wyglądały niewyobrażalnie pociągająco. Zewnętrzną strona dłoni pogładził jej policzek. Drgnął lekko. Szybko zabrał rękę, jakby w obawie, że dziewczyna sie obudzi. Dalej, trwając w dziwnej hipnozie, objawiającej sie niepanowaniem nad swoimi czynami, wziął koc leżący w pokoju obok i przykrył uczennice. Otulił ją dokładnie, nie spodziewając się nawet ze swojej strony takiego zaangażowania w opiekę nad drugą osobą. Przygasił światło, spojrzał na nią ostatni raz. Prawdopodobnie juz nigdy nie zobaczy jej takiej spokojnej i niewinnej. Zamknął drzwi i wyszedł.


Rose obudziło światło, którego źródło zdawało sie tkwić gdzieś pod łóżkiem. Wtuliła sie w nieziemsko miękki koc i... Zaraz, zaraz. Zawsze śpi pod ciężką kołdrą. Otworzyła oczy. Gdzie jest okno? W jej dormitorium zawsze było na przeciw jej oczu. Obróciła sie szybko, lecz zobaczyła tylko oparcie sofy. SOFY?! Gdzie do cholery jest? Gabinet Malfoya. Nerwowo rzuciła okiem na zegar wiszący na sąsiedniej ścianie. Wskazywał szóstą trzydzieści pięć. Oby Malfoy jeszcze nie wstał.
Zrzuciła szybko koc i skradając się nie co, próbowała wymknąć się niezauważona z mieszkania wroga. Gdy jednak przeprawiła się przez korytarz poczuła błogi zapach ulubionej kawy. Uniosła wyżej głowę i próbowała dostrzec skąd się on wydobywa. Nie zauważyła jednak drewnianej skrzyni stojącej w korytarzu i upadła z hukiem.
                Malfoy akurat chwycił kubek z kawą, gdy do jego uszu doszedł niepokojący odgłos. Ręka drgnęła, a wrzątek oblał dłoń mężczyzny.
- Cholera – burknął i syknął z bólu.
Gdy wyszedł na korytarz ujrzał zbierającą się z podłogi dziewczynę. Zaśmiał się widząc jej niezdarność. Oparł się o ścianę i obserwował ją.
- Kara za usiłowanie ucieczki? – zapytał unosząc jedną brew.
- Dlaczego pan mnie wczoraj nie obudził? – zapytała oskarżająco, gdy stanęła na dwie nogi, ignorując pytanie.
- A po co miałbym to robić? – znowu pytanie.
- Dobrze pan wie, co pomyślą o mnie współlokatorki. Nie wróciłam na noc… - tłumaczyła nerwowo.
- … z mojego szlabanu. Z pewnością będą Ci zazdrościć. – stwierdził Malfoy.
- Śmiem wątpić. – odpowiedziała podirytowana.
- Napijesz się kawy? – zapytał nagle, sam nie dowierzając w swoje słowa.
- Nie, dziękuję. – odpowiedziała zaskoczona, odwróciła się i pędem wyszła z gabinetu Malfoya.

Gdy weszła do swojego dormitorium dostrzegła siedzącą na łóżku Emily. Druga współlokatorka, Jane, jeszcze spała.
- Gdzieś Ty była? Całą noc się o Ciebie martwiłam! – naskoczyła na nią od razu.
- Przysnęłam na szlabanie u Malfoya. – odpowiedziała szybko.
- Co? On… Nic Ci nie zrobił? – wystraszyła się spodziewając się najgorszego.
- Uspokój się Emily, nie przesadzaj, po prostu przysnęłam. – zirytowała się zachowaniem przyjaciółki. Nie znosiła, gdy ktoś ingerował w jej sprawy. 
- Dobrze. Po prostu się martwiłam. – odpowiedziała zmieszana Emily – Masz, to do Ciebie. Jake prosił, bym Ci to przekazała. – wręczyła dziewczynie kartkę i uśmiechnęła się tajemniczo.
Rose spojrzała na zwiniętą karteczkę i szybko ją wyprostowała.
‘ROSE, SPOTKAJMY SIĘ DZIŚ NA BŁONIACH O 20. JAKE ZABINI.’
Rose szybko pomyślała, że przecież o tej godzinie ma szlaban, jednak po chwili zorientowała się, że nie ma już nic do sprzątania. Malfoy przecież zorientuje się dlaczego nie przyszła. 


2 komentarze:

  1. Nie wiem nic, nie wiem. Nie wiem co mam napisać o tym rozdziale. Nie wiem co mam myśleć o Zabinim. Nie wiem, nie rozumiem zachowania Draco. Nie wiem czemu zaskoczyła mnie reakcja Rose na poranną propozycję Draco. Nie wiem czemu zaczynam nie lubić tej całej Emily. Nie wiem, ale... też chce mieć taką czerwoną sofę. Nie wiem czemu nie mogłam, albo po prostu nie chce zrozumieć gdzie podział się... cholera co ja piszę ?? Dzika

    OdpowiedzUsuń