W gabinecie dyrektorki panowała cisza. Ciepły wystrój
pomieszczenia ratował chłodny klimat spotkania. Ściany były bordowe, chociaż
może bardziej wchodziły w czerwień. Złote ramy ruchomych obrazów komponowały
się idealnie.
Profesor Malfoy co jakiś czas nerwowo podrygiwał nogą, by po
chwili uspokoić drżenie i przygryzać wargi spierzchniętych nieco ust. Nie
odzywał się. Postanowił poczekać na dyrektorkę i oczernić młodą Wesley w oczach opiekunki jej domu. Nienawidził
Gryfonów.
Rose siedziała z poważną miną, starając się nie odwracać
wzroku w stronę nauczyciela, który siedział po jej lewicy. Co jakiś czas
zerkała tylko na jego dłoń, którą opierał o kolano. Przez krótką chwilę, przez
myśl przeszła jej absurdalna myśl, bowiem owa dłoń wydawała się mieć miękkość
jedwabiu. Skóra jej nauczyciela sprawiała wrażenie jakiegoś idealnego
materiału, tkaniny, z której uszyłaby poduszkę. Wyobraziła sobie chwilę, gdy
jej dotyka. Naprawdę, nigdy wcześniej nie widziała tak zdrowo wyglądającej
skóry. Jednak nagły ruch Malfoya wyrwał ją z chwilowego letargu. Do gabinetu
weszła profesor McGonagal, wywołując swoim przemieszczeniem podmuch wiatru,
który przyniósł ze sobą ładny zapach. Oboje wstali. Rose pomyślała, że to nie może być zapach
perfum starej dyrektorki, upewniła się w przekonaniu do kogo należą, gdy
zmuszona była stanąć nieco bliżej mężczyzny.
- Proszę, usiądźcie. – zakomenderowała Minewra, gdy sama zajęła miejsce w swoim fotelu, naprzeciw nich, po drugiej stronie biurka. Po chwili odwróciła twarz w stronę nastolatki. – Panno Wesley, doszły mnie słuchy o karygodnym zachowaniu podczas lekcji eliksirów.
- Pani Profesor, ja… - próbowała się tłumaczyć, nie dane jej jednak było skończyć.
- Panna Rose zachowała się bezczelnie nie uważając na mojej lekcji, a gdy została upomniana, odpowiedziała bez kultury, zapominając o niezbędnym w owej sytuacji szacunku, wynikającego z niższej pozycji chociażby w tej szkole. Czyżby zdawało się pani, panno Wesley, że zostaliśmy kolegami, by zwracać się do mnie ‘na Ty’?
- Ależ nie, panie Profesorze – odpowiedziała z komiczną grzecznością – Zastanawiam się co panu, panie Profesorze się zdawało, gdy obrażał pan moich rodziców. – odpowiedziała patrząc nauczycielowi prosto w oczy.
- Panno Wesley! Co to za ton?! – oburzyła się McGonagal. – Profesorze Malfoy, to prawda? – Minewra doskonale znała swojego byłego ucznia i wiedziała do czego jest zdolny. Była jednak profesjonalistką i nie mogła pozwolić na konflikty pomiędzy uczniem a nauczycielem.
- Wspominanie rodziców swoich uczniów nie jest chyba jeszcze karalne? Panna Wesley opacznie mnie zrozumiała, nie chciałem być niemiły. Mimo swojej nieuwagi odpowiedziała wzorowo na zadane przeze mnie pytanie. Zwyczajnie stwierdziłem, że wdała się w matkę. Chyba pani przyzna, pani Dyrektor, że Hermiona Granger była ponadprzeciętną uczennicą? – Malfoy jawnie podlizywał się dyrektorce.
- Tak, to prawda. Gdyby panna Wesley wykazała odrobinę więcej koncentracji, z pewnością osiągała by takie wyniki jak jej matka.
- Z pewnością, pani Dyrektor – Rose uśmiechnęła się sztucznie.
- Tymczasem, wybór kary należy do profesora Malfoya.
- Proszę, usiądźcie. – zakomenderowała Minewra, gdy sama zajęła miejsce w swoim fotelu, naprzeciw nich, po drugiej stronie biurka. Po chwili odwróciła twarz w stronę nastolatki. – Panno Wesley, doszły mnie słuchy o karygodnym zachowaniu podczas lekcji eliksirów.
- Pani Profesor, ja… - próbowała się tłumaczyć, nie dane jej jednak było skończyć.
- Panna Rose zachowała się bezczelnie nie uważając na mojej lekcji, a gdy została upomniana, odpowiedziała bez kultury, zapominając o niezbędnym w owej sytuacji szacunku, wynikającego z niższej pozycji chociażby w tej szkole. Czyżby zdawało się pani, panno Wesley, że zostaliśmy kolegami, by zwracać się do mnie ‘na Ty’?
- Ależ nie, panie Profesorze – odpowiedziała z komiczną grzecznością – Zastanawiam się co panu, panie Profesorze się zdawało, gdy obrażał pan moich rodziców. – odpowiedziała patrząc nauczycielowi prosto w oczy.
- Panno Wesley! Co to za ton?! – oburzyła się McGonagal. – Profesorze Malfoy, to prawda? – Minewra doskonale znała swojego byłego ucznia i wiedziała do czego jest zdolny. Była jednak profesjonalistką i nie mogła pozwolić na konflikty pomiędzy uczniem a nauczycielem.
- Wspominanie rodziców swoich uczniów nie jest chyba jeszcze karalne? Panna Wesley opacznie mnie zrozumiała, nie chciałem być niemiły. Mimo swojej nieuwagi odpowiedziała wzorowo na zadane przeze mnie pytanie. Zwyczajnie stwierdziłem, że wdała się w matkę. Chyba pani przyzna, pani Dyrektor, że Hermiona Granger była ponadprzeciętną uczennicą? – Malfoy jawnie podlizywał się dyrektorce.
- Tak, to prawda. Gdyby panna Wesley wykazała odrobinę więcej koncentracji, z pewnością osiągała by takie wyniki jak jej matka.
- Z pewnością, pani Dyrektor – Rose uśmiechnęła się sztucznie.
- Tymczasem, wybór kary należy do profesora Malfoya.
I wybrał.
Malfoy postanowił, iż Rose w ramach pokuty będzie
przychodziła do jego gabinetu co dziennie o 20, przez tydzień i porządkowała znajdujące
się tam eliksiry. Gdy dziewczyna zbuntowała się twierdząc, że kara jest zbyt
ciężka, że każdy jeden dzień szlabanu zdecydowanie by wystarczył, on odparł,
podlizując się przy tym dyrektorce, że powinna cieszyć się z owej kary, gdyż
stwarza jej to możliwość ponadprogramowej edukacji, gdyż nie każdy uczeń ma
kontakt z eliksirami.
Rose po rozmowie u dyrektorki wróciła do swojego dormitorium
i przez chwilę zastanowiła się, czy nie napisać listu do mamy. Szybko
przemyślała jednak swój niedoszły zamiar i stwierdziła, że mama pewnie poradzi
jej traktować Malfoya jak powietrze, jak sama starała robić się w szkole. Potem
przez myśl przemknęło jej poinformowanie ojca, ten jednak gdyby dowiedział się,
z Malfoya nic by nie zostało. Załamała
ręce i postanowiła pójść do przyjaciół.
Albus i Emily siedzieli w pokoju wspólnym Gryfindoru.
Wyglądali bardzo radośnie. Rose często zdawało się, że łączy ich coś więcej niż
przyjaźń. Cieszyła się, nie była zazdrosna, mimo, że sama nie miała chłopaka. Nie
interesowało ją to, wolała być sama. Miała owszem, sporo adoratorów. Nigdy nie
odmawiała zapraszana na randki, każdemu z osobna tłumaczyła, że nie znosi
związków. Prawdę mówiąc, nigdy w żadnym nie była. Ceniła sobie wolność, lubiła
imprezować. Na parkiecie kusiła zawsze mężczyzn lubieżnym tańcem bioder,
zdarzało się nawet z niektórymi całować, kiedy była już całkiem rozluźniona dobrą
zabawą, a czasem nawet niewielką ilością alkoholu. Zazwyczaj nie pozwalała im
na więcej.
Podeszła do kanapy i ze zrezygnowaniem rozłożyła się na
niej.
- Dostałam szlaban. Za półgodziny muszę być u Malfoya – wzdychnęła lekko.
- I co będziesz tam robiła? – zapytała zaciekawiona Emily. Była to niska blondynka o zgrabnej figurze, zielonych oczach i uroczych dołeczkach.
- Mam sprzątać jakieś eliksiry. – stwierdziła.
- Zawsze mogło być gorzej, rzekłbym wręcz, że Malfoy potraktował Cię wyjątkowo łagodnie. – wtrącił się Albus.
- Al, mam sprzątać te eliksiry przez tydzień.
- Dostałam szlaban. Za półgodziny muszę być u Malfoya – wzdychnęła lekko.
- I co będziesz tam robiła? – zapytała zaciekawiona Emily. Była to niska blondynka o zgrabnej figurze, zielonych oczach i uroczych dołeczkach.
- Mam sprzątać jakieś eliksiry. – stwierdziła.
- Zawsze mogło być gorzej, rzekłbym wręcz, że Malfoy potraktował Cię wyjątkowo łagodnie. – wtrącił się Albus.
- Al, mam sprzątać te eliksiry przez tydzień.
Porozmawiali jeszcze chwilę i gdy Rose zorientowała się
która jest godzina popędziła w stronę gabinetu profesora Malfoya. Zapukała i
nieczekając na odpowiedź weszła.
Jej oczom ukazał się spory salon. Był piękny. Ściany miały dokładnie taki kolor jak jej pokój, ciemnozielony. Na środku stało dębowe biurko a za nim srebrne krzesło, chodź Rose pomyślała, że decydowanie bardziej pasowałaby do niego miano ‘tronu’. Stwierdziła nawet w myślach, że przychodzenie tu codziennie będzie dla niej bardziej nagrodą niż karą. Zauroczona dziewczyna rozglądała się z zachwytem, nie zauważając obecności nauczyciela.
- Spóźniłaś się. – usłyszała nagle. Z rogu pokoju wyłoniła się postać mężczyzny ubranego w biały t-shit i przylegające do ciała jeansy. Nie poznała w pierwszej chwili nauczyciela, nie widziała go nigdy wcześniej w tak nieoficjalnym stroju.
- Przepraszam profesorze, że naraziłam pańską cierpliwość przybywając aż minutę później. – odpowiedziała z ironicznym uśmieszkiem.
- Daruj sobie. Chodź, pokaże Ci co masz robić. – odpowiedział chłodno. Gdy ruszyła z miejsca otaksował ja wzrokiem. Jej długie, rude włosy idealnie komponowały się z kolorem ścian pomieszczenia. Miała na sobie białą, koronkową bluzkę z długim rękawem i czarne, wąskie spodnie. Malfoy przepuścił ją przodem w korytarzu i idąc za nią dostrzegł jej figurę. Przez chwilę przeszło mu przez myśl jak idealnie komponowałaby się jego ręką z pośladkami dziewczyny, szybko jednak przypomniał sobie jej nazwisko. Wiek nie miał dla niego większego znaczenia, nie sypiał bowiem z dziewczynami przekraczającymi dwudziestego roku życia.
Jej oczom ukazał się spory salon. Był piękny. Ściany miały dokładnie taki kolor jak jej pokój, ciemnozielony. Na środku stało dębowe biurko a za nim srebrne krzesło, chodź Rose pomyślała, że decydowanie bardziej pasowałaby do niego miano ‘tronu’. Stwierdziła nawet w myślach, że przychodzenie tu codziennie będzie dla niej bardziej nagrodą niż karą. Zauroczona dziewczyna rozglądała się z zachwytem, nie zauważając obecności nauczyciela.
- Spóźniłaś się. – usłyszała nagle. Z rogu pokoju wyłoniła się postać mężczyzny ubranego w biały t-shit i przylegające do ciała jeansy. Nie poznała w pierwszej chwili nauczyciela, nie widziała go nigdy wcześniej w tak nieoficjalnym stroju.
- Przepraszam profesorze, że naraziłam pańską cierpliwość przybywając aż minutę później. – odpowiedziała z ironicznym uśmieszkiem.
- Daruj sobie. Chodź, pokaże Ci co masz robić. – odpowiedział chłodno. Gdy ruszyła z miejsca otaksował ja wzrokiem. Jej długie, rude włosy idealnie komponowały się z kolorem ścian pomieszczenia. Miała na sobie białą, koronkową bluzkę z długim rękawem i czarne, wąskie spodnie. Malfoy przepuścił ją przodem w korytarzu i idąc za nią dostrzegł jej figurę. Przez chwilę przeszło mu przez myśl jak idealnie komponowałaby się jego ręką z pośladkami dziewczyny, szybko jednak przypomniał sobie jej nazwisko. Wiek nie miał dla niego większego znaczenia, nie sypiał bowiem z dziewczynami przekraczającymi dwudziestego roku życia.
Profesor wyprzedził dziewczynę na końcu korytarza i otworzył
drzwi. Jej oczom ukazało się zagracone pomieszczenie. Dookoła leżały sterty
książek, wszystko oplecione było pajęczynami. Do pokoju nawet nie dało się
wejść, gdyż tuż przed twarzą wyrastała ściana gratów. Ściany oraz posadzka były
wybetonowane, nie pokryte niczym.
- No, to masz to posprzątać. Ja będę kontrolował twoje postępy z naprzeciwka. – rozkazał Malfoy.
- Słucham? Chyba sobie pan żartuje. Miałam porządkować eliksiry! – oburzyła się i zaczęła krzyczeć. Malfoy podszedł do niej niebezpiecznie blisko, przyparł ją swoim ciałem do ściany, opierając się o nią jedną rękę.
- Poniżyłaś mnie przy klasie i myślisz, że tak łatwo Ci odpuszczę? – odparł patrząc jej prosto w oczy. Rose czuła jego oddech na swoich ustach. Przerażała ją ta sytuacja. Oddychała niespokojnie.
- Myślisz, że nie powiem tego McGonagal? Kara miała być inna. – odburknęła nerwowo.
- Nie ośmielisz się. Nie zapominaj, że to ja mam nad tobą władzę. – zagroził, a jego twarz zbliżała się coraz bardziej. Gdy ręka mężczyzny wylądowała na jej tali, odepchnęła nauczyciela uderzając pięściami o jego klatkę piersiową.
- Nie masz prawa. – krzyknęła wystraszona.
- A jednak. – zaśmiał się.- Ścierki i mopy są tam.
- No, to masz to posprzątać. Ja będę kontrolował twoje postępy z naprzeciwka. – rozkazał Malfoy.
- Słucham? Chyba sobie pan żartuje. Miałam porządkować eliksiry! – oburzyła się i zaczęła krzyczeć. Malfoy podszedł do niej niebezpiecznie blisko, przyparł ją swoim ciałem do ściany, opierając się o nią jedną rękę.
- Poniżyłaś mnie przy klasie i myślisz, że tak łatwo Ci odpuszczę? – odparł patrząc jej prosto w oczy. Rose czuła jego oddech na swoich ustach. Przerażała ją ta sytuacja. Oddychała niespokojnie.
- Myślisz, że nie powiem tego McGonagal? Kara miała być inna. – odburknęła nerwowo.
- Nie ośmielisz się. Nie zapominaj, że to ja mam nad tobą władzę. – zagroził, a jego twarz zbliżała się coraz bardziej. Gdy ręka mężczyzny wylądowała na jej tali, odepchnęła nauczyciela uderzając pięściami o jego klatkę piersiową.
- Nie masz prawa. – krzyknęła wystraszona.
- A jednak. – zaśmiał się.- Ścierki i mopy są tam.
Podoba mi się charakter Rose. Nie jest tak 'zdjęta ze skóry' Rona lub Hermiony, ma swój własny charakter i zasady. Draco nie będę komentować, bo on jest taki... kurcze nie mogę znaleźć odpowiedniego słowa. No to jedz czekoladę, pij kawę, uśmiechnij się i pisz kolejny rozdział najlepiej z przemyśleniami Draco. Ja chce i muszę go lepiej poznać :)Dzika
OdpowiedzUsuńDraco zawsze będzie troche tajemniczy, w przeciwnym razie straciłby swój urok :) Co z twoim blogiem? Dostanę kiedyś adres?
OdpowiedzUsuńTo nie do końca blog a trzy miniaturki na podstawie książek o Percym Jacksonie i Bogach olimpijskich. Jak chcesz to mogę dać Ci linki. Dzika
OdpowiedzUsuńDaj koniecznie :)
OdpowiedzUsuńhttp://rickriordan.pl/2012/06/miniaturka-plakal-i-krzyczal/
OdpowiedzUsuńhttp://rickriordan.pl/2012/06/miniaturka-przepraszam/
http://rickriordan.pl/2012/06/miniaturka-przeznaczenie/
Tam jestem jako Snakix :)Dzika.